Raznokolerovaya. Viasioły doktar
Pryjom u terapieŭta — heta viesieła.
Siońnia ja chaču raskazać vam pra svajho ŭčastkovaha terapieŭta, bo redka sustrakaješ nastolki piersanažnych ludziej. Pryjom u terapieŭta — heta viesieła. Paśla dźviuch hadzin ŭ zmročnym kalidory, poŭnym čałaviečaj ahresii, dźviery rasčyniajucca, i ty traplaješ u śvietły pakoj, dzie ciabie čakajuć miłyja, dobryja ludzi. «Oj, hladzicie, dziaŭčynka!» — radujecca majmu źjaŭleńniu soniečnaja miedsiastra (u jaje ilnianyja vałasy i žaŭtavataja zaharełaja skura, niby jaje ŭsiu štodnia sušyć jarkaje sonca, abduvajuć haračyja viatry). «Što niepakoić ciabie?» — heta ŭžo pytajecca moj terapieŭt, dziadulka hadoŭ
Upieršyniu ja pabačyła majho terapieŭta ŭ pačatku vieraśnia, kali sa mnoj zdaryŭsia vielmi dziŭny i žudasny tydzień. Ja čamuści pačała zadychacca na vulicy, u mietro, na pracy, strašnaje adčuvańnie, niby tonieš, a vakoł poŭna ludziej, a ty nie možaš paklikać na dapamohu. Zrazumieła, da doktara ja pryjšła ŭžo blednaja ad biassonnych načej (bajałasia, što mahu zadychnucca ŭ śnie), z vačyma, poŭnymi strachu, z hatoŭnaściu pačuć samy žudasny dyjahnaz i całkam atrafavanym pačućciom humaru.
«
Siońnia ja znoŭ pryjšła da viasiołaha terapieŭta, kab daviedacca pra vyniki analizaŭ. Heta, viadoma ž, było ŭžo mienš stresava, bo pierada mnoj ciapier nie majačyŭ strach śmierci i ja ŭžo była padrychtavanaja da hareźlivaha charaktaru dziaduli. Razam sa mnoj zajšła dziaŭčyna, jana prasiła daviedku, a paśla radasna namiaknuła miedsiastry, što źbirajecca sychodzić u dekret. «Ooooo! Nu heta ž takaja dobraja padzieja!», — emacyjna ŭskliknuła miedsiastra. «Nu tak, heta dobra, — tut u dziaduli zrabiŭsia žorstki tvar. — Chacia ciažarnaść — heta žach. Voś u mianie była žonka, i što? Zrabiłasia toŭstaja, ź vializnym puzam, niepavarotlivaja, idziem ź joj, a jana na nahach nie trymajecca i plaś na dupu z usiaje mocy, dobra choć ničoha ź jaje nie vyskačyła. A byvaje, što i vyskokvaje ź ich štości, z hetych ciažarnych». — «Chachachachachcha! Vy taki zabaŭny, Ivan Fiodaravič!» — zaraźliva zarahatała miedsiastra. Zaśmiajałasia i dziaŭčyna, pavaročvajučysia da mianie i praviarajučysia, ci śmiajusia ja taksama. Ja čamuści nie śmiajałasia. Paśla jon na chvali svajho pośpiechu raskazaŭ historyju pra toje, jak da doktara pryjšła žančyna sa skarhaj na młosnaść. Doktar pastanaviŭ, što jana ciažarnaja. A jana nie vieryć, bo ŭ jaje ŭžo hod nie było nijakich suviaziaŭ. I ŭvohule jana apošni miesiac praviała na kurorcie ŭ Anapie. Praŭda, paśla ŭspomniła, što adnojčy zadramała na plažy, a pračnułasia ŭžo ŭviečary, kali nikoha pobač nie było, aproč mužčyny, jaki sychodziŭ, niejak padazrona azirajučysia. «I što? I što jon ź joj zrabiŭ?» — rahatała miedsiastra. — «Nie viedaju, ale, vidać, jon i byŭ baćkam dziciaci», — skazaŭ doktar, zadavoleny zaviaršeńniem śmiešnaha aniekdota. Miedsiastra ź ciažarnaj dziaŭčynaj udziačna zaśmiajalisia. A doktar užo razhladaŭ maju kartku, kamientujučy: «Oooo, jakaja mača ŭ ciabie, jakasnaja! Mniamniamniam! Ja b sam vypiŭ!»
«Sercaaaa, tabie nie chočacca spakoooju…», — śpiavaŭ jon, uzirajučysia ŭ kardyjahramu. Miedsiastra demanična rahatała, zakinuŭšy hałavu.