Aleś Mara. Čas pakajańnia
Aleś Mara
Čas pakajańnia
...Sysu pazyčaŭ hrošy na pitvo?
(Z kamientaru na sajcie «Svabody»)
Sysu ty hrošy
davaŭ na harełku?
Płaciŭ za vieršy jakoju
mierkaj?
Pytańnie rubam... Bje napavał.
I ty, Brut, — razam ź im
«vupivaŭ»?
I ty, i jon — zabivali paeta...
Maŭču... Niaprosty adkaz
na heta.
Majo ty chočaš pačuć
pryznańnie.
Adkaz taki — jakoje pytańnie.
I ja skažu za siabie i za tych.
Nie škadavaŭ ja svaich
załatych.
***
Da Domu svajho
lita-ta-ta-taratara
Išli paety z napoŭnienaj
taraj.
Ŭ kišeni dalar, «zajac»,
marka i lita.
Pa poŭnaj, pa vienčyk
było ŭsim nalita,
I ŭ kožnaha svoj byŭ
nasiedžany stolik.
Hałoŭny siarod ich z Haroškava
Tolik
Rukaliś z paetam
mastak i artyst.
Kasiŭ pad svaich u kutočku
«hebist».
Kali ž u kahości pustaja
kišeń,
Nie vyhaniali... Nie hnali
ŭ karšeń.
Narodu, što vulej
u hetkaje zali,
Čuvalisia doma — nie jak
na vakzale.
Było — jak spłyło...
ŭžo nie viernieš nijak.
Zachodzili zredku
Kulik i Paźniak.
Ach, jak my siadzieli!...
piajali... hudzieli.
Zdavałaś — niazłomki...
j dziaŭčaty u ciele.
Jak chucieńka, chutka
dziańki pralacieli.
A ty ŭsio pytaješ...
ty hrošy davaŭ?
Dy, kab ža na toje...
kab heta ja znaŭ.
Ja b mima kiliška
jamu nalivaŭ.
A korak z butelki
u serca calaje.
Staraja z kasoju ŭ načoŭkach
lulaje.
I z cmokam zialonym
prajhrany dvuboj.
Ja byŭ... siadzieŭ poruč,
čamuś nie z taboj.
A jon jak vaŭčo...
jak paranieny źvier.
Davaj paškadujem...
papłačam ciapier.
Upociemkach jšli
niejak kryva dachaty.
«Jon sam vinavaty,
jon sam vinavaty»
Pa talencie žyŭ
i pa talencie piŭ.
Ź jahonych «siabroŭ» niechta
ciešyŭsia, kpiŭ...
«Užo nie ŭźlacić, nie padymiecca
vyšaj.
Kapiec... Ničahutki ciapier
nie napiša».
I z bara vyvodziać
pjanoha klijenta.
Ty za-da-va-lo-ny...
niama kankurenta.
Davaŭ, pryznajusia,
jamu na pitvo...
Pakajusia... hrešny. A ty?
heta... vo...
Dzie byŭ? Što rabiŭ?
Mo, zabyŭsia nahładka?
Tak. Ja vinavaty...
mnie skrušna i hadka...
Nie skvapny. Davaŭ jamu
lišniuju sotku.
Nie ab ścianu ž hałavoj
tuju kotku.
Zakopvali talent hłyboka...
hłyboka.
Dy vyjšła nie tak...
usio vylezła bokam.
Jano — jak rastočak
zialony prabjecca,
Nikudy, ništo prosta tak
nie dziajecca.
Pasiejana ziernie...
nie stračany plon.
«Vianok» u Maksima...
u Tolika — «Lon».
***
Tak ciesna... zadušna...
jakoje chalery?
Kudy ni kiń vokam —
usiudy Saljery.
Zajzdrośniki... chciŭcy.
I kožny z nas chłus.
Rassypany źviony...
taki biełarus.
Pihmiejam daloka raści
da Kałosa.
Na hetkich hladziać skasavurana,
kosa,
I ja siarod ich u abłudnaj
hamory.
Za ŭsim naziraŭ
čałaviečak z «kantory».
Kroŭ z rany smaktali
i rezali žyły.
Paśla na mahiłu
ćviaty pałažyli.
***
O, kraj moj! O, ludzi!
jakija pakuty
Tamu, chto prad vami
aholenaskuty.
Chto volny — jak viecier,
niavolnik svabody.
Jak vy nie šukaje
vyhody i brody.
O, ludzi!.. paplečniki,
rodnyja braćcia.
Nie šlu na siabie i na vas
ja praklaćcia.
Nie bju u zvany...
nie kryču ŭ paniaviercy,
A cicha šapču...
vy paviercie, paviercie...
Za im paet budzie,
paeta nie bicie,
Lubicie siabie
i jaho vy lubicie.
Barsuki — Minsk, 2010